Nowy dzień w Storybrook zapowiadał się na prawdę miło i słonecznie. Rachael uchyliła powieki i cichutko westchnęła. Wierzchem dłoni przetarła zaspane oczy, by następnie zeskoczyć z łóżka i udać się do łazienki na poranny prysznic. Musiała przyznać, że trochę stresowała się pierwszym dniem w nowej szkole. Nie wiedziała jak przyjmą ją nowi rówieśnicy, a zależy jej na tym, by nie została sama. Gdy zeszła na dół do kuchni przy stole siedziała jej babcia.
-Dzień dobry, kochanie - przywitała ją melodyjnym głosem Meredith. Kobieta zawsze była uśmiechnięta i tryskała na wszystkie strony entuzjazmem oraz optymizmem. Dla niej nie ma rzeczy niemożliwych.
-Cześć babciu - odparła Rachael i nalała sobie soku. Usiadła na przeciwko babci uśmiechając się przy tym w swój uroczy sposób.
Starsza kobieta odwzajemniła uśmiech i postawiła przed dziewczyną talerz z naleśnikami. Blondynka kiwnęła głową i powoli zaczęła jeść. Niezbyt miała ochotę na jakiekolwiek jedzenie. Na samą myśl o szkole czuła jak jedzenie podchodzi jej do gardła. Nie chcąc robić przykrości babci zjadła to co miała na talerzu. Lekcje zaczynały się o dziewiątej. Zerknęła na zegarek, który wisiał na ścianie. Równo ósma. Ma jeszcze mnóstwo czasu do wyjścia. Odstawiła naczynia do zlewu i umyła je po sobie.
- Zrobiłabym to za ciebie.- Rachael odwróciła głowę w stronę babci.
- Jak widać dałam sobie radę.
Wytarła ręce w ściereczkę. Cmoknęła kobietę w policzek i pobiegła na górę do swojego pokoju. Nie miała ochoty tam iść. Zapoznawanie się z nowymi ludźmi nie było jej mocną stroną. Chwyciła czarną torbę, która leżała na podłodze obok szafy i była gotowa do wyjścia. Z tego co zapamiętała szkoła nie znajdowała się daleko od jej domu. Dziesięć minut na piechotę, albo trochę więcej. Głupio byłoby pójść do szkoły na piechotę. Chciała zrobić dobre wrażenie na uczniach. Wszyscy się tutaj znali całe życie i nagle do szkoły przychodzi nowa - ktoś obcy. Nikt potrzebny. Ech, Rachael pokręciła głową i ostatni raz przejrzała się w lustrze zanim zdecydowała się wreszcie opuścić pokój. Czeka ją sześć godzin męczarni. Oby poznała kogoś kto ją polubi. Przeczesała palcami włosy i wyszła.
Rachael zaparkowała auto na prawie pustym parkingu. Było tu tylko kilka aut. Jak podejrzewała większość uczniów liceum zjawi się kilka minut przed dzwonkiem. Powoli ruszyła w stronę budynku z czerwonej cegły. Miała nadzieję, że od razu trafi do sekretariatu i nie będzie musiała się tułać po szkole. Rozejrzała się dookoła, a jej wzrok przykuła dość... O jasna cholera, pomyślała i szerzej otworzyła oczy.
Przełknęła ślinę i ruszyła przed siebie, by jak najszybciej minąć dwójkę miziających się ze sobą chłopaków. No, no ciekawe co jeszcze zaskakującego się jej dziś przytrafi. Weszła do sekretariatu, a po 20 minutach wszystko było już załatwione. Sekretarka zaprowadziła ją do sali gdzie aktualnie odbywał się hiszpański. Kobieta przedstawiła ją klasie. Serce Rachael znacznie przyśpieszyło, gdy poczuła na sobie wzrok innych, na jej policzkach pojawiły się lekkie rumieńce. Z ulgą zajęła wreszcie swoje miejsce w ostatniej ławce.
Gdy wreszcie rozbrzmiał w szkole dźwięk dzwonka dziewczyna pozbierała swoje rzeczy, a gdy wychodziła z klasy napotkała wzrok jakiegoś przystojnego chłopaka. Uśmiechnęła się do niego delikatnie, po czym wyszła z pomieszczenia. odnalazła swoją szafkę i spojrzała na plan lekcji.
-A więc to jest ta nowa szkolna nieudacznica - usłyszała za sobą czyjś kąśliwy ton głosu. Odwróciła się i zobaczyła dziewczynę z toną makijażu na twarzy.
-Widziałam jak na niego patrzyłaś! Odpieprz się od Scotta, on jest mój - wysyczała gromiąc ją spojrzeniem. Ah to on miał na imię Scott. Każda myśl o nim kończyła się szaleńczymi motylkami w brzuchu.
-Amelie odpieprz się od niej, co? - koło Rachael stanął właśnie Scott. Dziewczyna nieśmiało spojrzał na niego. Wysoki blondyn, świetne kości policzkowe do tego porządnie zbudowany, normalnie ideał jej wymarzonego faceta. Zassała powietrze do płuc. Amelia prychnęła i odeszła z grupką swoich pustych koleżanek.
-Jestem Scott - rzucił z uśmiechem na twarzy. Nogi dziewczyny były jak z waty, a wypieki na twarzy wręcz ją paliły. Pewnie musiały zabawnie na jej twarzy wyglądać.
-Rachael - odparła, gdy wymienili sobie uścisk dłoni. Przeczesała ręką włosy i uniosła jedną brew ku górze, gdy znowu zobaczyła tą samą parę chłopaków obściskującą się na korytarzu. Scott zaśmiał się.
-Przyzwyczaisz się do tego. Ethan i Josh są bezwstydni, robią to co im się podoba, więc całują się na każdej przerwie dosłownie wszędzie. Nawet nauczyciele przestali to komentować - wydukał krzyżując ręce na piersi. -Przyjdziesz dziś na mecz koszykówki po zajęciach? - zapytał patrząc jej prosto w oczy. Dziewczyna poczuła narastającą gule w gardle.
-Pewnie - rzuciła lekko słabym głosem. Zmusiła się na lekki uśmiech, po czym wyjęła z szafki książki.
-To do zobaczenia na meczu, Rachael - mruknął i odszedł. Dziewczyna zachichotała i wzięła głęboki wdech starając się opanować łomotanie serca.
Z ogromnym zniecierpliwieniem czekała aż w końcu skończą się zajęcia, gdy wreszcie się doczekała z uśmiechem na twarzy wyszła ze szkoły i wsiadła do swojego auta. Spojrzała na zegarek i cichutko westchnęła. Do meczu zostały jeszcze 2 godziny, trzeba coś ze sobą zrobić.
Gdy weszła do domu, babci w nim nie było. Pewnie pracowała na działce. Rachael poszła na górę do swojego pokoju, a następnie do łazienki, gdzie wzięła dość długi prysznic, ubrała się w skromną sukienkę na to czarny sweterek i buty na koturnie. Musiała zrobić wrażenie na innych, a przynajmniej na Scott'cie.
Zawodnicy zaczęli mecz zaraz po tym jak cheerleaderki zdopingowały swoje drużyny. Trzeba było przyznać, że nie obeszło się pod czas meczy bez fauli i innych wykroczeń. Szkolna drużyna Lwów ze Storybrook przegrywała 6 punkami, a do końca meczu zostało tylko 5 minut. Rachael miała wrażenie iż sędzie przymyka na niektóre rzeczy oko przez co drużyna której dopinguje traci punkty. Mruknęła coś pod nosem, a zawodnik przeciwnej drużyny wywalił się wypuszczając piłkę z rąk, którą następnie złapał zwinnie Scott i zdobył kolejne punkty prowadzące ich do zwycięstwa.
Po upływie czasu usłyszeli dźwięk kończący mecz. No niestety Lwy przegrały, ale tylko dwoma punktami. Rachael zamieniła jeszcze kilka słów z Nicole i Scottem, po czym poszła do swojego samochodu. Co jest do cholery? - pomyślała, gdy nie chciał odpalić. Wysiadła z auta i zaklęła pod nosem.
-Jakiś problem? - usłyszała za sobą męski głos. Odwróciła się i zobaczyła jednego z tych chłopaków miziających się na korytarzu. Uśmiechnęła się do niego lekko.
-Samochód mi nie chce odpalić - wydukała ściskając telefon w dłoni. Była gotowa zadzwonić po pomoc drogową.
-Jestem Josh, pozwól, że mogę - rzucił i otworzył maskę samochodu. Na jego twarzy malowało się wyraźnie skupienie.
-Rachael - mruknęła, a chłopak jedynie promiennie się do niej uśmiechnął. Dziewczyna stała obok i z zainteresowaniem podziwiała poczynania chłopaka.
-Sprawdź teraz czy odpali - powiedział, a dziewczyna zamrugała kilka razy tak jakby wybudziła się z transu. Wsiadła do auta i tym razem na szczęście odpaliło.
-Bardzo dziękuję Josh! - rzuciła posyłając mu wdzięczne spojrzenie.
-Nie ma sprawy, my swoi musimy o siebie dbać. Jedź ostrożne - odparł i odszedł. Rachael zmarszczyła czoło. My swoi? O co mu do cholery chodziło. Musiała się tego za wszelką cenę dowiedzieć. Gdy zaparkowała auto w garażu weszła do domu, a słowa Josha nie chciały jej wyjść z głowy, okropnie ją to nurtowało.
W domu było cicho. Babcia pewnie już spała. Rachael starała się zachowywać cicho, aby nie obudzić staruszki. Nie wyszło jej - wchodząc do kuchni, aby zjeść coś lekkiego przed snem zrzuciła ze stołu szklankę. Z jękiem wypuściła powietrze z płuc. Świetnie. Oby tylko babcia się nie obudziła. Dziewczyna kucnęła i zaczęła zbierać większe odłamki szła na rękę, aby później je wyrzucić do śmieci. Po kilkunastu minutach było już posprzątane. Westchnęła cicho i powoli poszła do swojego pokoju. Zabrała się za odrabianie lekcji, po czym położyła się spać. W jej głowie nadal roiło się od myśli dotyczące słów Josha. Ziewnęła i naciągnęła na siebie kołdrę, po chwili zasnęła.
-Dzień dobry, kochanie - przywitała ją melodyjnym głosem Meredith. Kobieta zawsze była uśmiechnięta i tryskała na wszystkie strony entuzjazmem oraz optymizmem. Dla niej nie ma rzeczy niemożliwych.
-Cześć babciu - odparła Rachael i nalała sobie soku. Usiadła na przeciwko babci uśmiechając się przy tym w swój uroczy sposób.
Starsza kobieta odwzajemniła uśmiech i postawiła przed dziewczyną talerz z naleśnikami. Blondynka kiwnęła głową i powoli zaczęła jeść. Niezbyt miała ochotę na jakiekolwiek jedzenie. Na samą myśl o szkole czuła jak jedzenie podchodzi jej do gardła. Nie chcąc robić przykrości babci zjadła to co miała na talerzu. Lekcje zaczynały się o dziewiątej. Zerknęła na zegarek, który wisiał na ścianie. Równo ósma. Ma jeszcze mnóstwo czasu do wyjścia. Odstawiła naczynia do zlewu i umyła je po sobie.
- Zrobiłabym to za ciebie.- Rachael odwróciła głowę w stronę babci.
- Jak widać dałam sobie radę.
Wytarła ręce w ściereczkę. Cmoknęła kobietę w policzek i pobiegła na górę do swojego pokoju. Nie miała ochoty tam iść. Zapoznawanie się z nowymi ludźmi nie było jej mocną stroną. Chwyciła czarną torbę, która leżała na podłodze obok szafy i była gotowa do wyjścia. Z tego co zapamiętała szkoła nie znajdowała się daleko od jej domu. Dziesięć minut na piechotę, albo trochę więcej. Głupio byłoby pójść do szkoły na piechotę. Chciała zrobić dobre wrażenie na uczniach. Wszyscy się tutaj znali całe życie i nagle do szkoły przychodzi nowa - ktoś obcy. Nikt potrzebny. Ech, Rachael pokręciła głową i ostatni raz przejrzała się w lustrze zanim zdecydowała się wreszcie opuścić pokój. Czeka ją sześć godzin męczarni. Oby poznała kogoś kto ją polubi. Przeczesała palcami włosy i wyszła.
Rachael zaparkowała auto na prawie pustym parkingu. Było tu tylko kilka aut. Jak podejrzewała większość uczniów liceum zjawi się kilka minut przed dzwonkiem. Powoli ruszyła w stronę budynku z czerwonej cegły. Miała nadzieję, że od razu trafi do sekretariatu i nie będzie musiała się tułać po szkole. Rozejrzała się dookoła, a jej wzrok przykuła dość... O jasna cholera, pomyślała i szerzej otworzyła oczy.
Przełknęła ślinę i ruszyła przed siebie, by jak najszybciej minąć dwójkę miziających się ze sobą chłopaków. No, no ciekawe co jeszcze zaskakującego się jej dziś przytrafi. Weszła do sekretariatu, a po 20 minutach wszystko było już załatwione. Sekretarka zaprowadziła ją do sali gdzie aktualnie odbywał się hiszpański. Kobieta przedstawiła ją klasie. Serce Rachael znacznie przyśpieszyło, gdy poczuła na sobie wzrok innych, na jej policzkach pojawiły się lekkie rumieńce. Z ulgą zajęła wreszcie swoje miejsce w ostatniej ławce.
Gdy wreszcie rozbrzmiał w szkole dźwięk dzwonka dziewczyna pozbierała swoje rzeczy, a gdy wychodziła z klasy napotkała wzrok jakiegoś przystojnego chłopaka. Uśmiechnęła się do niego delikatnie, po czym wyszła z pomieszczenia. odnalazła swoją szafkę i spojrzała na plan lekcji.
-A więc to jest ta nowa szkolna nieudacznica - usłyszała za sobą czyjś kąśliwy ton głosu. Odwróciła się i zobaczyła dziewczynę z toną makijażu na twarzy.
-Widziałam jak na niego patrzyłaś! Odpieprz się od Scotta, on jest mój - wysyczała gromiąc ją spojrzeniem. Ah to on miał na imię Scott. Każda myśl o nim kończyła się szaleńczymi motylkami w brzuchu.
-Amelie odpieprz się od niej, co? - koło Rachael stanął właśnie Scott. Dziewczyna nieśmiało spojrzał na niego. Wysoki blondyn, świetne kości policzkowe do tego porządnie zbudowany, normalnie ideał jej wymarzonego faceta. Zassała powietrze do płuc. Amelia prychnęła i odeszła z grupką swoich pustych koleżanek.
-Jestem Scott - rzucił z uśmiechem na twarzy. Nogi dziewczyny były jak z waty, a wypieki na twarzy wręcz ją paliły. Pewnie musiały zabawnie na jej twarzy wyglądać.
-Rachael - odparła, gdy wymienili sobie uścisk dłoni. Przeczesała ręką włosy i uniosła jedną brew ku górze, gdy znowu zobaczyła tą samą parę chłopaków obściskującą się na korytarzu. Scott zaśmiał się.
-Przyzwyczaisz się do tego. Ethan i Josh są bezwstydni, robią to co im się podoba, więc całują się na każdej przerwie dosłownie wszędzie. Nawet nauczyciele przestali to komentować - wydukał krzyżując ręce na piersi. -Przyjdziesz dziś na mecz koszykówki po zajęciach? - zapytał patrząc jej prosto w oczy. Dziewczyna poczuła narastającą gule w gardle.
-Pewnie - rzuciła lekko słabym głosem. Zmusiła się na lekki uśmiech, po czym wyjęła z szafki książki.
-To do zobaczenia na meczu, Rachael - mruknął i odszedł. Dziewczyna zachichotała i wzięła głęboki wdech starając się opanować łomotanie serca.
Z ogromnym zniecierpliwieniem czekała aż w końcu skończą się zajęcia, gdy wreszcie się doczekała z uśmiechem na twarzy wyszła ze szkoły i wsiadła do swojego auta. Spojrzała na zegarek i cichutko westchnęła. Do meczu zostały jeszcze 2 godziny, trzeba coś ze sobą zrobić.
Gdy weszła do domu, babci w nim nie było. Pewnie pracowała na działce. Rachael poszła na górę do swojego pokoju, a następnie do łazienki, gdzie wzięła dość długi prysznic, ubrała się w skromną sukienkę na to czarny sweterek i buty na koturnie. Musiała zrobić wrażenie na innych, a przynajmniej na Scott'cie.
~*~
Odnalezienie boiska, gdzie miał się odbyć mecz nie było trudne. Prawie całe miasteczko zjechało się, aby zobaczyć jak biegają za piłką. Rachael miała nadzieję, że szybko odnajdzie Scotta w tym tłumie. To zadanie było jak szukanie igły w stogu siana. Wszędzie byli ludzie. Ludzie, których nie znała. Rozejrzała się dookoła odrobinę zirytowana tym, że nigdzie nie ma chłopaka, ale musi sobie jakoś poradzić. Ruszyła w stronę trybunów, aby zająć dobre miejsce.
-Hej, Rachael zaczekaj!
Blondynka odwróciła się gwałtownie słysząc swoje imię. Kilka metrów przed nią stała uśmiechnięta brunetka. Podeszła do niej i uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Jestem Nicole. Scott mówił, że przyjedziesz - wyznała - chodź, nie będziesz siedziała sama.
Nicole pociągnęła ją w zupełnie odwrotną stronę. Rachael była przekonana, że wyjdą tym samym wejściem co inni. Kątem oka zauważyła tą dziewczynę, która się przyczepiła do niej z rana. Amelie, bodajże, szczęście, że jej nie zauważyła. Przecież nie zrobiła jej nic złego. Tylko patrzyła się na Scotta... Poczuła nagłe szarpnięcie. Zamrugała kilkakrotnie oczami i oszołomiona spojrzała na Nicole.
- Nie wiem o czym myślałaś, ale brudne myśli zachowaj dla siebie - burknęła pod nosem. Rachael wywróciła oczami i usiadła na swoim miejscu, po czym wlepiła wzrok w boisko na które po chwili wyszli gracze, od razu wśród zawodników rozpoznała Scotta, który najwyraźniej również ją zobaczył. Pomachał jej z uśmiechem na twarzy. Dziewczyna również odwzajemniła gest czując narastające motyli w swoim brzuchu.
Nicole pociągnęła ją w zupełnie odwrotną stronę. Rachael była przekonana, że wyjdą tym samym wejściem co inni. Kątem oka zauważyła tą dziewczynę, która się przyczepiła do niej z rana. Amelie, bodajże, szczęście, że jej nie zauważyła. Przecież nie zrobiła jej nic złego. Tylko patrzyła się na Scotta... Poczuła nagłe szarpnięcie. Zamrugała kilkakrotnie oczami i oszołomiona spojrzała na Nicole.
- Nie wiem o czym myślałaś, ale brudne myśli zachowaj dla siebie - burknęła pod nosem. Rachael wywróciła oczami i usiadła na swoim miejscu, po czym wlepiła wzrok w boisko na które po chwili wyszli gracze, od razu wśród zawodników rozpoznała Scotta, który najwyraźniej również ją zobaczył. Pomachał jej z uśmiechem na twarzy. Dziewczyna również odwzajemniła gest czując narastające motyli w swoim brzuchu.
Po upływie czasu usłyszeli dźwięk kończący mecz. No niestety Lwy przegrały, ale tylko dwoma punktami. Rachael zamieniła jeszcze kilka słów z Nicole i Scottem, po czym poszła do swojego samochodu. Co jest do cholery? - pomyślała, gdy nie chciał odpalić. Wysiadła z auta i zaklęła pod nosem.
-Jakiś problem? - usłyszała za sobą męski głos. Odwróciła się i zobaczyła jednego z tych chłopaków miziających się na korytarzu. Uśmiechnęła się do niego lekko.
-Samochód mi nie chce odpalić - wydukała ściskając telefon w dłoni. Była gotowa zadzwonić po pomoc drogową.
-Jestem Josh, pozwól, że mogę - rzucił i otworzył maskę samochodu. Na jego twarzy malowało się wyraźnie skupienie.
-Rachael - mruknęła, a chłopak jedynie promiennie się do niej uśmiechnął. Dziewczyna stała obok i z zainteresowaniem podziwiała poczynania chłopaka.
-Sprawdź teraz czy odpali - powiedział, a dziewczyna zamrugała kilka razy tak jakby wybudziła się z transu. Wsiadła do auta i tym razem na szczęście odpaliło.
-Bardzo dziękuję Josh! - rzuciła posyłając mu wdzięczne spojrzenie.
-Nie ma sprawy, my swoi musimy o siebie dbać. Jedź ostrożne - odparł i odszedł. Rachael zmarszczyła czoło. My swoi? O co mu do cholery chodziło. Musiała się tego za wszelką cenę dowiedzieć. Gdy zaparkowała auto w garażu weszła do domu, a słowa Josha nie chciały jej wyjść z głowy, okropnie ją to nurtowało.
W domu było cicho. Babcia pewnie już spała. Rachael starała się zachowywać cicho, aby nie obudzić staruszki. Nie wyszło jej - wchodząc do kuchni, aby zjeść coś lekkiego przed snem zrzuciła ze stołu szklankę. Z jękiem wypuściła powietrze z płuc. Świetnie. Oby tylko babcia się nie obudziła. Dziewczyna kucnęła i zaczęła zbierać większe odłamki szła na rękę, aby później je wyrzucić do śmieci. Po kilkunastu minutach było już posprzątane. Westchnęła cicho i powoli poszła do swojego pokoju. Zabrała się za odrabianie lekcji, po czym położyła się spać. W jej głowie nadal roiło się od myśli dotyczące słów Josha. Ziewnęła i naciągnęła na siebie kołdrę, po chwili zasnęła.
Zapowiada się, że będzie to bardzo fajne opowiadane :)
OdpowiedzUsuńChętnie będę śledziła nowe rozdziały.
Ciekawe o czym mówił Josh i co przydarzy się Rachel.
Czekam na nn i pozdrawiam :*