niedziela, 9 listopada 2014

Rozdział 3

   Następnego dnia Rachael ciągle miała w głowie ten dziwny sen. Nie mogła się skupić na zajęciach i nawet oblała test z matematyki. Irytacja i frustracja narastały w niej z każdą możliwą chwilą. Zawzięcie główkowała, nie mogąc myśleć racjonalnie.
-E ty! Śpiąca królewno, mogłabyś się przesunąć? - usłyszała tak bardzo znienawidzony głos, który należał do Amelie. Dziewczyna zamrugała kilka razy i rozejrzała się dookoła. A tak, rzeczywiście blokowała kolejkę do szkolnego sklepiku. Zmroziła dziewczynę wzrokiem i bez słowa odeszła. Usiadła na ławce przy jednym z automatów, gdy zobaczyła jak Amelie ostro flirtuje ze Scottem. Zaklęła kilka razy pod nosem i za pomocą jednego prostego zaklęcia sprawiła, iż oddech Am był tak okropny, że Scott w sekundzie się ulotnił.
-Widziałem - szept Josha tuż przy jej uchu sprawił, iż dziewczyna podskoczyła na ławce jak oparzona w wyniku czego z jej torby wysypały się wszystkie zeszyty. Spojrzała gniewnie na chłopaka.
-Przestraszyłeś mnie idioto! Co widziałeś?! - wydukała zbierając swoje zeszyty z podłogi. Josh zaśmiał się i spojrzał na nią jak na skończoną kretynkę. Rachael wywróciła jedynie oczami.
-Myślisz, że nie wiem, co zrobiłaś z Amelie? - rzucił z pewnością siebie unosząc przy tym jedną brew ku górze, co sprawiło, że wyglądał dość głupkowato. Serce Rachael odrobinę przyspieszyło. Czyżby wiedział kim jest?
-Nadal nie wiem o czym mówisz - uparcie szła w zaparte. Skąd on do cholery wiedział co z nią zrobiła?
-Oh, błagam cię nie udawaj głupiej. Jesteśmy po tej samej stronie i mamy ze sobą wiele wspólnego. Dziwie się, że jeszcze nie wyczułaś mojej aury - powiedział siadając obok niej na ławce.
Aury? Rachael nigdy nie przykuwała do niej uwagi, ale chłopak miał rację jego aura była silniejsza niż reszty i biło od niej niesamowite i przyjemnie ciepło. Jak mogła to przeoczyć.
-Jesteś jednym z nich - zaczęła zszokowana. Nigdy nie sądziła, że odnajdzie w szkole kogoś takiego.
-To tak wy wiedźmy dziś nazywacie medium? - zaśmiał się i szeroko się do niej uśmiechnął. -Ej wyluzuj nikomu nie powiem. Scott również jest medium, ale jesteś w niego tak wpatrzona, że na jego aurę również nie zwróciłaś uwagi. Suzie, którą zdążyłaś już poznać jest wilkołakiem. Jeszcze wiele rzeczy cię tu zaskoczy. -Gdyby coś, to śmiało wal do mnie, a teraz przepraszam muszę iść na fizykę - wydukał, po czym wstał, włożył ręce do kieszeni i odszedł zostawiając Rachael samą z ogromnym mętlikiem w głowie. Tysiące pytań przelatywało jej przez głowę, a co najgorsze - na żadne z nich nie znała odpowiedzi.

***

Po skończonych lekcjach Rachael udała się na boisko szkolne, gdzie Scott miał trening ze swoją drużyną. Usiadła wygodnie na trybunach i wyciągnęła książkę, by móc czytać między przerwami. Może i była nienormalna przychodząc tutaj tylko po to, by na niego popatrzeć, ale najważniejsze jest to, że sprawiało jej to niebywałą radość. Nigdy nie wierzyła w miłość od pierwszego wejrzenia aż do teraz.
-Hej, Rach! - usłyszała ten szarmancki i nieziemsko męski głos tuz przy swoim uchu w skutek czego aż podskoczyła na ławeczce. - Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć - dodał po chwili Scott i usiadł obok niej. Odwróciła głowę, by móc na niego spojrzeć, a w jej brzuchu tańczyły motylki. 
-Jak tam trening? - wycedziła nagle czując ściskającą gulę w gardle. Scott przeczesał ręką włosy i cicho westchnął.
-Przed jesiennym balem jest mecz, to będzie jakaś porażka. A właśnie...poruszając temat balu. Poszłabyś na niego ze mną? - wydukał unosząc jedną brew ku górze, a Rachael o mało nie spadła z trybun z wrażenia. Jak to możliwe, że przyszło mu z taką niebywałą łatwością? Ona z takim pytaniem nie mogłaby nawet wystartować po 10 latach znajomości. Jak widać jeszcze nie raz ją zaskoczy. -No wiesz, będziemy mieli okazję, by lepiej się poznać. - powiedział zachęcająco. Nad czym ty się jeszcze głupia zastanawiasz? Powiedź, tak! - krzyczała jej podświadomość.
-Tak, z chęcią na niego z tobą pójdę - odpowiedziała i uśmiechnęła się do niego słodko. 
-To świetnie! - ucieszył się Scott i wstał z krzesełka. - Wybacz, ale lecę pod prysznic. Będę wolny za jakieś 30 minut jeśli chcesz to odwiozę cię do domu - dodał. Rachael również wstała i schowała książkę do torebki.
-To na prawdę miło z twojej strony, ale przyjechałam swoim samochodem - powiedziała i cichutko westchnęła. Taka okazja spędzenia z nim czasu uciekła jej przed nosem. Pocieszała się faktem, że na balu spędzą ze sobą całą noc.  Scott pożegnał ją czułym cmoknięciem w policzek, a Rach stała jak zamurowana patrząc się na jego oddalającą się sylwetkę.
  Jeszcze przez kilka sekund blondynka wpatrywała się w oddalającego się chłopaka. Słyszała bicie własnego serca, które łomotało w jej piersi. Osunęła się na krzesełko. Przygryzła lekko dolą wargę, kiedy usłyszała z dołu śmiech. Racheael wywróciła oczami. Sądziła, że Amelie przyczepi się do niej tylko na początku pobytu w tej szkole, ale jak zauważyła dziewczyna nie miała zamiaru odpuścić. Czarownica schyliła się po swoją torbę i zeszła na dół.
  Amelie stała kilka metrów przed nią wraz ze swoją grupką. Rude włosy dziewczyny muskały jej twarz.
- Ty! - warknęła unosząc rękę do góry. Wskazała na nią palcem. - Trzymaj łapy z daleka od Scotta! Raz już ci to powiedziałam. A ja nie lubię się powtarzać.
- Wydaje mi się, że gdyby Scott byłby tobą zainteresowany to zaprosiłby cię na jesienny bal  - wypaliła bez zastanowienia.
Twarz Amelie zaczęła czerwienień. Na początku przybrała jasny róż, później ciemny, aż w końcu stała się purpurowa. Rachael miała wrażenie, że Amelie zaraz wybuchnie. Mogła trzymać język za zębami, ale oczywiście musiała być mądrzejsza.
- Nie zrobił tego - wycedziła po chwili dziewczyna - ponieważ rano zaprosił mnie. Idziemy, niech ofiara Storybrook zostanie sama!
Rach stała przez chwilę zdezorientowana. Zaprosił również Amelie? Przecież to nie trzymało się kupy? Potrząsnęła kilka razy głową, po czym cichutko westchnęła. Po 2h była już w domu.

***

Wreszcie nadszedł dzień meczu. Podekscytowani uczniowie powoli zajmowali swoje miejsca na trybunach. W ciągu tych dwóch tygodni od zaproszenia Scotta na bal aż do meczu nie wydarzyło się nic oprócz tego, że Rachael dostała się do szkolnej drużyny cheerleaderek. 
Zdenerwowana dziewczyna wyszła ze swoją grupą na boisko i wzięła głęboki wdech. Gdy rozbrzmiała muzyka zaczęły tańczyć układ, którego większość przebiegała pomyślnie, gdyby nie to, że podczas jednego z salt, które miała wykonać Rach przyjaciółka Amelie jej nie złapała w wyniku czego dziewczyna runęła na ziemię. Uczniowie zamarli, a dziewczynę ogarnęła ciemność. Obudziła się w szatni otoczona ciekawskim sznurem młodzieży czekających na przyjście szkolnej pielęgniarki.
-Jak się czujesz? - usłyszała nad sobą głos Scotta. Zamrugała kilka razy i spojrzała na niego. Wyglądał na wyraźnie zmartwionego. 
-Byli mnie biodro i kostka no i głowa, z resztą jest okej, przynajmniej tak sądzę - wydukała i cichutko westchnęła. Pielęgniarka dotarła jak najszybciej tylko mogła. Opatrzyła ją i rozgoniła dociekliwych i żądnych nowych plotek uczniów. 
-Ktoś ją musi odwieźć do domu - oznajmiła kobieta i spojrzała na nauczyciela wf-u oraz na Scotta.
-Ja to zrobię - odparł chłopak. Rachael pokręciła głową. -Nie możesz, musisz zagrać w meczu...i go wygrać.
Scott uśmiechnął się i podszedł do dziewczyny. Usiadł obok niej na leżance i ujął jej dłoń.
- Chłopaki sobie beze mnie poradzą - powiedział z uśmiechem - i nie kłóć się teraz. Zabiorę cię do domu.
  Rachael chciała coś powiedzieć, ale wystarczyło jedno spojrzenie chłopaka, aby zamilkła. Scott wziął ją na ręce bez żadnego wysiłku. Zupełnie jakby nic nie ważyła. Wyszli z gabinetu pielęgniarki. Na korytarzu oparta o ścianę stała Nicole. Jak tylko drzwi się otworzyły podniosła głowę, a na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Dzięki Bogu nic jej nie jest! - rzuciła, a po chwili spojrzała na Scotta - bo nie jest, prawda?!
- Wyluzuj - powiedział i postawił dziewczynę na ziemi - Rach, jest cała.
- Wyszła z boiska z klasą - zaśmiała się brunetka upinając włosy w kok. Scott również się zaśmiał.
- Em! Hello! Ja nadal tu stoją i was słyszę.
 Rachael założyła ręce na piersi i spojrzała na koleżankę, a później na Scotta. Ich spojrzenia spotkały się na moment, a ona spłonęła rumieńcem. Nicole wywróciła oczami.
- Zostawię was, gołąbki - zaśmiała się melodyjnie i tanecznym krokiem odeszła. Obejrzała się raz za ramię, a korytarz wypełnił wesoły śmiech dziewczyny. - Tylko się zabezpieczcie! - rzuciła przez ramię i zniknęła na najbliższym zakręcie.
- Będę udawać, że tego nie słyszałam - burknęła pod nosem blondynka i wsparła się na ramieniu chłopaka - Ee.. To znaczy..
- Nicole to Nicole - uciął i uśmiechnął się - Chodź, trzeba cię zawieźć do domu.
   Rachael westchnęła, kiedy chłopak znowu wziął ją na ręce. Nie protestowała.  Doszli do parkingu. Z daleka widziała już auto chłopaka. Miała tylko nadzieję, że przez to, że chłopak nie gra uda im się wygrać mecz. Scott otworzył drzwi i posadził ją na przednim siedzeniu. Po kilku sekundach siedział już obok niej.
- Hm.. Mogę cię o coś zapytać? - powiedziała nieśmiało i spojrzała na niego. Scott pokiwał głową. - To prawda, że zaprosiłeś Amelie na bal?
  Chłopak spojrzał na nią zdziwiony.
- Nie - zaprzeczył - zaprosiłem ciebie. Amelie pieprzy głupoty. Od zawsze tak było, a teraz jest zazdrosna, bo przyjaźnię się z tobą. - położył dłoń na jej kolanie - jeśli będziesz ją ignorować okaże się nieszkodliwa na środowiska. Szkodzi bardziej sobie niż innym, ale ludzie ze szkoły wiedzą jak jej unikać. Sama też się tego nauczysz.
- Wątpię, aby dała mi spokój - mruknęła i wyjrzała za okno - ale nie rozmawiajmy o tym.
  Reszta drogi minęła im na przekomarzaniu, który zespół jest lepszy. W końcu to Rachael wygrała razem z 30STM. Scott pomógł jej wejść do domu. Na szczęście babci dziewczyny nie było w domu i nie musiała się tłumaczyć dlaczego wróciła tak wcześnie do domu. Chłopak zaniósł ją do jej pokoju, a po krótkiej rozmowie opuścił jej dom żegnając ją słowami:
- Do zobaczenia w szkole.
- Na razie, Scott. - pomachała mu i usiadła na łóżku patrząc za nim. 

piątek, 5 września 2014

Rozdział 2

   Następnego dnia Rachael omal nie zaspała do szkoły. Kibicowanie na meczu strasznie ją wymęczyło. Żadna wymówka. Mogła nie iść na mecz, ale zostanie w domu oznaczało, że nie spotkałaby się ze Scottem i nie poznałaby Nicole. Dziewczyna obiecała jej, że rano będzie na nią czekała na parkingu. Znajdziesz mnie przy czerwonym cudeńku, przypomniała sobie jej słowa, kiedy się żegnały. Faktycznie spotkała ją przy czerwonym cudeńku. Nicole nie powiedziała czyje to auto, ale było naprawdę odjazdowe. Razem ruszyły na pierwszą lekcję. Pożegnały się na korytarzu, kiedy okazało się, że mają dwie różne lekcje. Blondynka weszła do klasy od matematyki i zajęła swoje miejsce przy oknie. W środku było kilkoro uczniów. Wszyscy zawzięcie o czymś rozmawiali. Wyjrzała przez okno - ze swojego miejsca miała świetny widok na parking. Szukała jakiś znajomych twarzy. Scotta... Zamiast chłopaka znalazła Josha oraz Ethana. Wymieniali się śliną. Uśmiechnęła się lekko na ich widok. Musi się przyzwyczaić do tego, że będzie to widywała codziennie. Nie, żeby miała coś przeciwko, ale gdyby to od niej zależało mogliby trochę przystopować. Niech robią co chcą, pomyślała w końcu. 
  Klasa napełniała się ludźmi, a po kolejnych dziesięciu minutach zabrzęczał dzwonek. Nauczycielka pisała coś na tablicy. Ech, pewnie jakiś kolejny temat, który Rachael zdążyła już przerobić w poprzedniej szkole. Powoli otworzyła zeszyt, aby zapisać datę i temat. Ułożyła łokieć na stoliku i oparła się brodą o ręce wpatrując w nauczycielkę, której przydałaby się porządna dieta i ćwiczenia. Kobieta bazgroliła jakieś kształty na tablicy. Dziewczyna powoli zamknęła oczy, a obraz zaczął się jej rozmazywać. Cholera, chyba nie zaśnie w takim momencie? Chociaż jakby odleciała na kilka minut nic się nie stanie... Położyła głowę na ławce zamykając oczy. Z przyjemnością pozwoliła, aby jej umysł zajął się jakimiś głupotami, które nie są jej do życia potrzebne. Oddała się w objęcia Morfeusza zupełnie nie przejmując się tym, że jest w szkole i powinna się skupić... 
  Obudziło ją kopanie w krzesło i głośne chrząknięcie. Leniwie podniosła głowę powstrzymując chęć przetarcia oczu, aby nie rozmazać sobie makijażu. Kilka metrów przed nią stała wściekła matematyczny. O, Boże ja zasnęłam!, pomyślała w panice i szybko się wyprostowała. 
- Skoro już nie śpisz - wycedziła nauczycielka - to może nas oświecisz jakie jest rozwiązanie do tego zadania? 
  Przeniosła wzrok na tablicę. Cyfry, słowa i znaki zlewały się w jedno i nie potrafiła niczego odczytać. Jęknęła cicho przerażona tym co zrobiła. 
- Ja... Em.. - wydukała. Nie była w stanie zdobyć się na nic innego. Z nerwów przygryzła wargę i niepewnie spojrzała na panią otyłą. Kobieta zmrużyła swoje rybie oczy. Gdyby spojrzenia mogły zabijać Rachael od kilku sekund byłaby martwa. - Przepraszam, to już się nie powtórzy. 
- Daruję ci tylko ze względu, iż jest to twój drugi dzień - wycedziła i odwróciła się. Po klasie rozległ się cichy chichot kilku osób. Rachael czuła jak palą ją policzki. Miała wrażenie, że zaraz się spali ze wstydu. Och, jak ona w tym momencie chciała się zapaść pod ziemię! Do końca lekcji siedziała skupiona i przepisywała wszystko co powinno się znaleźć w jej zeszycie. Sekundy dłużyły się z każda chwilą. Nie mogła się doczekać momentu, kiedy stamtąd będzie mogła wyjść. Czuła, że wszyscy na nią patrzą, a to sprawiało, że czuła się jeszcze bardziej upokorzona niż do tej pory. 
  Upragniony dzwonek zabrzęczał równo o dziesiątej pięć. 
Wystrzeliła z klasy jak strzała i popędziła do swojej szafki, aby wsiąść książki na następną lekcję. Kurde, wszyscy na nią patrzyli czy tylko ona miała takie wrażenie? Uspokój się, Maxwell. Przecież tylko kilka osób wie, że postanowiłaś urządzić sobie drzemkę na matmie. Szybko zerknęła na plan lekcji, który miała przyklejony do ścianki szafki. Francuski. Uśmiechnęła się szerzej. Lubiła ten przedmiot i całkiem dobrze opanowała ten język. Wzięła książkę oraz zeszyt od francuskiego i zamknęła szafkę. Ruszyła w stronę klasy. Miała spory kawałek do przejścia. Sala od francuskiego znajdowała się dwa piętra wyżej. To oznaczało, że ma prawie całą szkołę do przejścia. Ech, no cóż... Zaczęła się przepychać do przodu, aby zdążyć przed dzwonkiem. 
- Jak łazisz! - wrzasnęła jakaś dziewczyna piskliwym głosem, a Rachael od razu rozpoznała w nim Amelie. Kurde, gorzej być nie może. Chciała minąć ją i odejść, ale jej przyjaciółki zagrodziły jej drogę. Dopiero teraz zauważyła, że wszystkie wyglądają tak samo - pomijając ich rudą przewodniczącą - platynowe blond włosy i te kiczowate różowe ubranka. Ra, miała wrażenie, że jest otoczona przez nieudane lalki Barbie. - Może czas się obudzić śpiąca królewno? - prychnęła Amelie poprawiając rude loki. 
   Rachael miała zamiar odpowiedzieć jej jakąś kąśliwą uwagą, ale miała pustkę w głowie. Cholera, co jej powiedzieć? Królowa pszczół założyła ręce na piersi i najwyraźniej czekała na jej odpowiedź. 
- Amelie, nie powinnaś teraz klęczeć gdzieś w męskim? - odezwała się zza pleców Rachael Nicole. Miała wrażenie, że dziewczyna uśmiecha się szeroko - przed męską toaleta jest długa kolejka. Byłam przekonana, że to ty ją stworzyłaś...
- Słuchaj, mnie ty mała, wredna dziw..
   Nicole wystrzeliła do przodu. Złapała Amelie za nadgarstek z bransoletką i mocno ścisnęła. Nikt mnie nie będzie obrażać, pomyślała i uśmiechnęła się kąśliwie do dziewczyny mocniej zaciskając rękę. Rudowłosa jęknęła cicho i starała się wyszarpać dłoń. Jej armia pustych blondynek patrzyła się na to działo się na korytarzu. Uczniowie nie zwracali na nich uwagi. Całe szczęście! 
- Powiesz o jedno słowo za dużo i zrobi się nieprzyjemnie - wycedziła brunetka i puściła jej rękę - A teraz jaśnie królowa wybaczy, ale nie mam zamiaru marnować na ciebie czasu. 
   Odwróciła się w stronę Rachael i złapała ją za łokieć. Nie opierała się przed tym i pozwoliła prowadzić się Nicole.  Już zdążyła się domyślić czym tak na prawdę Amelie zdobyła popularność w szkole. Dziewczynie nie mieściło się, to w głowie, by nie mieć dla siebie szacunku. Jak najszybciej odpędziła od siebie te okropne myśli, po czym usiadła przy stoliku w szkolnym barze. Nicole poszła do toalety, a Rachael podeszła do lady, by złożyć zamówienie. Odwróciła się w jej stronę ciemnowłosa dziewczyna.
-Cześć, poproszę dwie gorące czekolady - wydukała uprzejmie Rachael delikatnie się przy tym uśmiechając. Już gdzieś ją widziała, to chyba było na meczu w drużynie cheerleaderek.
-Już się robi - odparła Suzie i zabrała się do przygotowywania zamówienia. Jej imię poznała dzięki karteczce przypiętej na piersi.  Po chwili dziewczyna wróciła do stolika z dwoma kubkami czekolady. Chwilę później z łazienki wyszła Nicole. Nagle kątem oka wiedźma dostrzegła Josha, musiała się dowiedzieć o co mu chodziło. Przeprosiła swoją znajomą, po czym do niego podeszła. Wzięła głęboki wdech.
-Dobra chłopaki wiem, że pocałunki są fajne, ale co za dużo to nie zdrowo - rzuciła patrząc się na Josha miziającego się z Ethanem, który po chwili odszedł, by mogli normalnie porozmawiać.
   Josh nie wyglądał na zadowolonego. Cóż ona też, by nie była gdyby ktoś jej przerwał słodką chwilę z chłopakiem. O tym mogła tylko pomarzyć. Życie singielki jest do dupy, pomyślała i odruchowo przygryzła wargę. Spojrzała na chłopaka, który z każdą chwilą się niecierpliwił.
- Czego chcesz? - spytał patrząc na nią ze skupieniem - nie mamy dużo czasu.
  Mocniej zacisnęła zęby na wardze. Poczuła w ustach metaliczny posmak krwi. Szybko otarła wargi z krwi i skupiła się na chłopaku.
- Ja... um, chciałam tylko się zapytać o co ci chodziło wtedy, kiedy naprawiłeś moje auto.
  Uniósł brwi i parsknął wymuszonym śmiechem.
-Serio, nie wiesz? Dziewczyno każda laska taka jak ty powinna to zrozumieć - wydukał nadal wyraźnie rozbawiony. - Z czasem, to samo do ciebie dotrze - dodał, po czym objął Ethana ramieniem i odszedł razem ze swoim chłopakiem.

***

Rachael kręciła się nerwowo po boisku czekając na przyjście nauczyciela.
-Ej ty Maxwell! Orientuj się! - krzyknęła Amelie i rzuciła w dziewczynę z całej siły piłką. Rachael nawet nie zdążyła zareagować, oberwała dość boleśnie piłką w głowę. Zasyczała z bólu i spojrzała gniewnie na grupkę zbijających się z niej dziewczyn. Zmrużyła oczy i za pomocą magii związała sznurówki ich trampek ze sobą w wyniku czego owa grupka po chwili wylądowała na ziemi. Były bardzo zdezorientowane, a Rach uśmiechnęła się do nich triumfalnie.
Po godzinie wreszcie wf dobiegł końca, padnięta wróciła do domu. Musiała przyznać, że zachowanie Josha trochę ją zezłościło, ale skoro musi radzić sobie sama, więc z pewnością podoła postawionemu przed nią zadaniu. Westchnęła cicho, po czym wzięła długi prysznic i wróciła do pokoju, by następnie wziąć się za odrabianie pracy domowej. Nawet nie wiedziała kiedy zasnęła.
Zrobiło się ciemno wszędzie była mgła przez którą gdzieniegdzie przebijały się pojedyncze promyki światła. Rachael ruszyła przed siebie mrużąc oczy mając nadzieję, że to jej poprawi widoczność.
-Oszukałaś nas Rachael - usłyszała gniewny głos jakiejś kobiety, aż ciarki zalały jej ciało. Rozejrzała się niespokojnie dookoła, ale nikogo nie dostrzegła.
-Konsekwencję przyjdą z czasem - kolejny głos rozbrzmiał odbijając się echem od pustej przestrzeni co sprawiało, że serce znacznie przyspieszało, a nogi robiły się jak z waty.
-Drugiej szansy nie będzie - wszystkie głosy złączyły się razem, a ich ton brzmiał bardzo groźnie, wręcz mroził krew w żyłach. Rachael miała gulę w gardle, a paraliż ogarnął jej ciało. Nie wiedziała czy to sen czy rzeczywistość. 
Po chwili wszystko ustało, dziewczyna powoli otworzyła oczy w pokoju było ciemno. 

sobota, 30 sierpnia 2014

Rozdział 1

    Nowy dzień w Storybrook zapowiadał się na prawdę miło i słonecznie. Rachael uchyliła powieki i cichutko westchnęła. Wierzchem dłoni przetarła zaspane oczy, by następnie zeskoczyć z łóżka i udać się do łazienki na poranny prysznic. Musiała przyznać, że trochę stresowała się pierwszym dniem w nowej szkole. Nie wiedziała jak przyjmą ją nowi rówieśnicy, a zależy jej na tym, by nie została sama. Gdy zeszła na dół do kuchni przy stole siedziała jej babcia.
-Dzień dobry, kochanie - przywitała ją melodyjnym głosem Meredith. Kobieta zawsze była uśmiechnięta i tryskała na wszystkie strony entuzjazmem oraz optymizmem. Dla niej nie ma rzeczy niemożliwych.
-Cześć babciu - odparła Rachael i nalała sobie soku. Usiadła na przeciwko babci uśmiechając się przy tym w swój uroczy sposób.
  Starsza kobieta odwzajemniła uśmiech i postawiła przed dziewczyną talerz z naleśnikami. Blondynka kiwnęła głową i powoli zaczęła jeść. Niezbyt miała ochotę na jakiekolwiek jedzenie. Na samą myśl o szkole czuła jak jedzenie podchodzi jej do gardła. Nie chcąc robić przykrości babci zjadła to co miała na talerzu. Lekcje zaczynały się o dziewiątej. Zerknęła na zegarek, który wisiał na ścianie. Równo ósma. Ma jeszcze mnóstwo czasu do wyjścia. Odstawiła naczynia do zlewu i umyła je po sobie.
- Zrobiłabym to za ciebie.- Rachael odwróciła głowę w stronę babci.
- Jak widać dałam sobie radę.
Wytarła ręce w ściereczkę. Cmoknęła kobietę w policzek i pobiegła na górę do swojego pokoju. Nie miała ochoty tam iść. Zapoznawanie się z nowymi ludźmi nie było jej mocną stroną. Chwyciła czarną torbę, która leżała na podłodze obok szafy i była gotowa do wyjścia. Z tego co zapamiętała szkoła nie znajdowała się daleko od jej domu. Dziesięć minut na piechotę, albo trochę więcej. Głupio byłoby pójść do szkoły na piechotę. Chciała zrobić dobre wrażenie na uczniach. Wszyscy się tutaj znali całe życie i nagle do szkoły przychodzi nowa - ktoś obcy. Nikt potrzebny. Ech, Rachael pokręciła głową i ostatni raz przejrzała się w lustrze zanim zdecydowała się wreszcie opuścić pokój. Czeka ją sześć godzin męczarni. Oby poznała kogoś kto ją polubi. Przeczesała palcami włosy i wyszła.
   Rachael zaparkowała auto na prawie pustym parkingu. Było tu tylko kilka aut. Jak podejrzewała większość uczniów liceum zjawi się kilka minut przed dzwonkiem. Powoli ruszyła w stronę budynku z czerwonej cegły. Miała nadzieję, że od razu trafi do sekretariatu i nie będzie musiała się tułać po szkole. Rozejrzała się dookoła, a jej wzrok przykuła dość... O jasna cholera, pomyślała i szerzej otworzyła oczy.
Przełknęła ślinę i ruszyła przed siebie, by jak najszybciej minąć dwójkę miziających się ze sobą chłopaków. No, no ciekawe co jeszcze zaskakującego się jej dziś przytrafi. Weszła do sekretariatu, a po 20 minutach wszystko było już załatwione. Sekretarka zaprowadziła ją do sali gdzie aktualnie odbywał się hiszpański. Kobieta przedstawiła ją klasie. Serce Rachael znacznie przyśpieszyło, gdy poczuła na sobie wzrok innych, na jej policzkach pojawiły się lekkie rumieńce. Z ulgą zajęła wreszcie swoje miejsce w ostatniej ławce.
Gdy wreszcie rozbrzmiał w szkole dźwięk dzwonka dziewczyna pozbierała swoje rzeczy, a gdy wychodziła z klasy napotkała wzrok jakiegoś przystojnego chłopaka. Uśmiechnęła się do niego delikatnie, po czym wyszła z pomieszczenia. odnalazła swoją szafkę i spojrzała na plan lekcji.
-A więc to jest ta nowa szkolna nieudacznica - usłyszała za sobą czyjś kąśliwy ton głosu. Odwróciła się i zobaczyła dziewczynę z toną makijażu na twarzy.
-Widziałam jak na niego patrzyłaś! Odpieprz się od Scotta, on jest mój - wysyczała gromiąc ją spojrzeniem. Ah to on miał na imię Scott. Każda myśl o nim kończyła się szaleńczymi motylkami w brzuchu.
-Amelie odpieprz się od niej, co? - koło Rachael stanął właśnie Scott. Dziewczyna nieśmiało spojrzał na niego. Wysoki blondyn, świetne kości policzkowe do tego porządnie zbudowany, normalnie ideał jej wymarzonego faceta. Zassała powietrze do płuc. Amelia prychnęła i odeszła z grupką swoich pustych koleżanek.
-Jestem Scott - rzucił z uśmiechem na twarzy. Nogi dziewczyny były jak z waty, a wypieki na twarzy wręcz ją paliły. Pewnie musiały zabawnie na jej twarzy wyglądać.
-Rachael - odparła, gdy wymienili sobie uścisk dłoni. Przeczesała ręką włosy i uniosła jedną brew ku górze, gdy znowu zobaczyła tą samą parę chłopaków obściskującą się na korytarzu. Scott zaśmiał się.
-Przyzwyczaisz się do tego. Ethan i Josh są bezwstydni, robią to co im się podoba, więc całują się na każdej przerwie dosłownie wszędzie. Nawet nauczyciele przestali to komentować - wydukał krzyżując ręce na piersi. -Przyjdziesz dziś na mecz koszykówki po zajęciach? - zapytał patrząc jej prosto w oczy. Dziewczyna poczuła narastającą gule w gardle.
-Pewnie - rzuciła lekko słabym głosem. Zmusiła się na lekki uśmiech, po czym wyjęła z szafki książki.
-To do zobaczenia na meczu, Rachael - mruknął i odszedł. Dziewczyna zachichotała i wzięła głęboki wdech starając się opanować łomotanie serca.
Z ogromnym zniecierpliwieniem czekała aż w końcu skończą się zajęcia, gdy wreszcie się doczekała z uśmiechem na twarzy wyszła ze szkoły i wsiadła do swojego auta. Spojrzała na zegarek i cichutko westchnęła. Do meczu zostały jeszcze 2 godziny, trzeba coś ze sobą zrobić.
Gdy weszła do domu, babci w nim nie było. Pewnie pracowała na działce.  Rachael poszła na górę do swojego pokoju, a następnie do łazienki, gdzie wzięła dość długi prysznic, ubrała się w skromną sukienkę na to czarny sweterek i buty na koturnie. Musiała zrobić wrażenie na innych, a przynajmniej na Scott'cie.
~*~  
  Odnalezienie boiska, gdzie miał się odbyć mecz nie było trudne. Prawie całe miasteczko zjechało się, aby zobaczyć jak biegają za piłką. Rachael miała nadzieję, że szybko odnajdzie Scotta w tym tłumie. To zadanie było jak szukanie igły w stogu siana. Wszędzie byli ludzie. Ludzie, których nie znała. Rozejrzała się dookoła odrobinę zirytowana tym, że nigdzie nie ma chłopaka, ale musi sobie jakoś poradzić. Ruszyła w stronę trybunów, aby zająć dobre miejsce. 
-Hej, Rachael zaczekaj! 
Blondynka odwróciła się gwałtownie słysząc swoje imię. Kilka metrów przed nią stała uśmiechnięta brunetka. Podeszła do niej i uśmiechnęła się jeszcze szerzej. 
- Jestem Nicole. Scott mówił, że przyjedziesz - wyznała - chodź, nie będziesz siedziała sama.
  Nicole pociągnęła ją w zupełnie odwrotną stronę. Rachael była przekonana, że wyjdą tym samym wejściem co inni. Kątem oka zauważyła tą dziewczynę, która się przyczepiła do niej z rana. Amelie, bodajże, szczęście, że jej nie zauważyła. Przecież nie zrobiła jej nic złego. Tylko patrzyła się na Scotta... Poczuła nagłe szarpnięcie. Zamrugała kilkakrotnie oczami i oszołomiona spojrzała na Nicole.
- Nie wiem o czym myślałaś, ale brudne myśli zachowaj dla siebie - burknęła pod nosem. Rachael wywróciła oczami i usiadła na swoim miejscu, po czym wlepiła wzrok w boisko na które po chwili wyszli gracze, od razu wśród zawodników rozpoznała Scotta, który najwyraźniej również ją zobaczył. Pomachał jej z uśmiechem na twarzy. Dziewczyna również odwzajemniła gest czując narastające motyli w swoim brzuchu.
Zawodnicy zaczęli mecz zaraz po tym jak cheerleaderki zdopingowały swoje drużyny. Trzeba było przyznać, że nie obeszło się pod czas meczy bez fauli i innych wykroczeń. Szkolna drużyna Lwów ze Storybrook przegrywała 6 punkami, a do końca meczu zostało tylko 5 minut. Rachael miała wrażenie iż sędzie przymyka na niektóre rzeczy oko przez co drużyna której dopinguje traci punkty. Mruknęła coś pod nosem, a zawodnik przeciwnej drużyny wywalił się wypuszczając piłkę z rąk, którą następnie złapał zwinnie Scott i zdobył kolejne punkty prowadzące ich do zwycięstwa.
Po upływie czasu usłyszeli dźwięk kończący mecz. No niestety Lwy przegrały, ale tylko dwoma punktami. Rachael zamieniła jeszcze kilka słów z Nicole i Scottem, po czym poszła do swojego samochodu. Co jest do cholery? - pomyślała, gdy nie chciał odpalić. Wysiadła z auta i zaklęła pod nosem.
-Jakiś problem? - usłyszała za sobą męski głos. Odwróciła się i zobaczyła jednego z tych chłopaków miziających się na korytarzu. Uśmiechnęła się do niego lekko.
-Samochód mi nie chce odpalić - wydukała ściskając telefon w dłoni. Była gotowa zadzwonić po pomoc drogową.
-Jestem Josh, pozwól, że mogę - rzucił i otworzył maskę samochodu. Na jego twarzy malowało się wyraźnie skupienie.
-Rachael - mruknęła, a chłopak jedynie promiennie się do niej uśmiechnął. Dziewczyna stała obok i z zainteresowaniem podziwiała poczynania chłopaka.
-Sprawdź teraz czy odpali - powiedział, a dziewczyna zamrugała kilka razy tak jakby wybudziła się z transu. Wsiadła do auta i tym razem na szczęście odpaliło.
-Bardzo dziękuję Josh! - rzuciła posyłając mu wdzięczne spojrzenie.
-Nie ma sprawy, my swoi musimy o siebie dbać. Jedź ostrożne - odparł i odszedł. Rachael zmarszczyła czoło. My swoi? O co mu do cholery chodziło. Musiała się tego za wszelką cenę dowiedzieć. Gdy zaparkowała auto w garażu weszła do domu, a słowa Josha nie chciały jej wyjść z głowy, okropnie ją to nurtowało.
  W domu było cicho. Babcia pewnie już spała. Rachael starała się zachowywać cicho, aby nie obudzić staruszki. Nie wyszło jej - wchodząc do kuchni, aby zjeść coś lekkiego przed snem zrzuciła ze stołu szklankę. Z jękiem wypuściła powietrze z płuc. Świetnie. Oby tylko babcia się nie obudziła. Dziewczyna kucnęła i zaczęła zbierać większe odłamki szła na rękę, aby później je wyrzucić do śmieci. Po kilkunastu minutach było już posprzątane. Westchnęła cicho i powoli poszła do swojego pokoju. Zabrała się za odrabianie lekcji, po czym położyła się spać. W jej głowie nadal roiło się od myśli dotyczące słów Josha. Ziewnęła i naciągnęła na siebie kołdrę, po chwili zasnęła.

środa, 27 sierpnia 2014

Prolog

Nowy dom, nowa szkoła, nowi nauczyciele, nowi przyjaciele. Kolejna przeprowadzka i tak w kółko i w kółko. Czy człowiek kiedykolwiek zazna spokoju? Czy kiedykolwiek odnajdzie w swoim życiu to jedyne spokojnie miejsce, w którym będzie mógł się szczęśliwie zestarzeć i umrzeć? Rachael, to nie było dane. Życie 17 letniej wiedźmy nie jest proste. Chociaż dziewczyna ma nadal nadzieję, że wreszcie uda jej się ustatkować, a spokojne miasteczko Storybrook w stanie Virginia z pewnością jej to zapewni. Rachael jest nieświadoma, iż to niepozorne miasteczko kryje w sobie ciemną stronę pełną wilkołaków, medium, upadłych aniołów oraz wiedźm. Nikt nie wie co przyniesie jutro? I czy uda się dożyć następnego dnia.
Niewyjaśnione morderstwa, zniknięcia, krwawe rytuały. To jest właśnie prawdziwe oblicze Storybrook. Nigdy nie wiesz kiedy to TY będziesz następnym wybrańcem, by uśpić rosnące z każdym dniem w siłę demony, które pragną zapanować nad miasteczkiem.
Wiele mieszkańców żyje w nieświadomości o prawdziwym obliczu swojego miejsca zamieszkania. Im wiedzą mniej tym dla nich lepiej. Rachael nigdy nie miała w życiu łatwo, zawsze pakowała się z jednego bagna w drugie. Straciła ojca, gdy miała 5 lat, a matka poświęciła swoje życie w corocznym rytuale księżyca, który zapewnia byt innym wiedźmą. Dziewczyna będzie mieszkać z babcią, która jest nieświadoma o zdolnościach swojej wnuczki. Prawda i tak kiedyś wyjdzie na jaw.  Nic co mroczne nie jest nam obce...

Tekst

land-of-grafic.blogspot.com

Katalog

http://katalog-opowiadan.blogspot.com/

...